Biegłam… biegłam ile sił w nogach, w kierunku
nieznajomego mi lasu.
Za sobą słyszałam tylko krzyki nasycone bólem,
rozpaczą i śmiechem… Nie odwracałam się.
Dalej biegłam przed siebie, nie wiedząc gdzie i
po co.
Zerknęłam za siebie, hamując na pięcie.
Jedyne co zobaczyłam to ludzie którzy dziwnie
drgali i szeptali niezrozumiałe dla mnie słowa.
Chciałam powrócić do ucieczki jednak, kiedy
odwróciłam głowę, uderzyłam w mur, który nie wiadomo skąd się wziął.
Koło uszu usłyszałam piski i krzyki błagające o
pomoc.
Obudziłam się z wrzaskiem. Z ulgą stwierdziłam, że leżę na moim łóżku, w
moich własnych, czterech ścianach. Zwlekłam się z wygodnego łóżka i zeszłam do
kuchni na śniadanie. Nienawidzę koszmarów, ale niestety koszmar dopiero się
zacznie, bo dzisiaj jest poniedziałek. Za godzinę muszę być w szkole, a
pierwsza lekcja to historia, na której mamy sprawdzian.
Otworzyłam niewielką
lodówkę i wyciągnęłam z niej jogurta, którego jadłam co ranek.
Usiadłam przy kuchennej
wysepce, która też robiła za stół, i zaczęłam pożerać śniadanie.
***
Wyszłam z domu, przednio
zamykając drzwi na klucz i zajęłam miejsce kierowcy w swoim samochodzie.
Przekręciłam kluczyki w
stacyjce, wyjechałam ostrożnie z podjazdu i ruszyłam z piskiem opon w stronę
Farmes Street, na której mieszkała Rachel – Moja przyjaciółka z czasów
gimnazjum.
Po niecałych trzech
minutach jazdy, zaparkowałam przed domem dziewczyny i zatrąbiłam klaksonem,
dając znak że już jestem.
Niska blondynka wyszła z
domu i pomachała mi, słabo się przy tym uśmiechając.
-Hej, Lea –odparła i
zajęła miejsce pasażera z przodu.
-Hej. Wszystko w porządku?
–Zerknęłam na dziewczynę, po czym wyjechałam spod domu przyjaciółki.
-Tak. –Odparła i włączyła
radio, do którego podpięła telefon i puściła piosenkę ze swojej play listy.
Chyba jednak coś się
stało, skoro Rachel Adams, zaczęła słuchać muzyki o miłości, za którą, nie
okłamujmy się, nie przepadała.
Wolałam nie ucierpieć
fizycznie. Nie zebrałam się na odwagę aby przełączyła piosenkę, więc zajęłam
się drogą. Małe to stworzenie, a jakie groźne.
***
Po kilku minutach
niezręcznej ciszy w samochodzie, zaparkowałyśmy pojazd na parkingu szkolnym, a
raczej na miejscu zaklepanym dla ważnych osób ze szkoły. Do których, ja należałam.
Wysiadłam z samochodu,
zabierając ze sobą torbę. Blondynka wyszła z pojazdu i wraz ze mną, zamknęła
drzwi.
Włączyłam alarm
samochodowy i obie ruszyłyśmy w stronę szkoły.
***
W środku budynku
przywitali nas uczniowie, którymi mogłam sterować niczym pionkami. Jednak są
plusy bycia przewodniczącą szkoły.
Kąciki moich ust
wykrzywiły się w zadziornym uśmieszku.
Z tłumu nastolatków
wyłonił się Chester – Także mój dobry przyjaciel z czasów gimnazjum.
Przeczesał swoje kręcone
włosy dłonią i podszedł w moim i Rachel kierunku, z głupim uśmiechem
wymalowanym na tej jego chłopięcej twarzy.
-Siema! – Odparł i
zmierzwił Rachel włosy, dokładnie tak jak robił to w gimnazjum.
-Zostaw mnie kretynie.
–Warknęła Blondynka i poprawiła włosy.
-Też miło cie widzieć,
Rachel. –Westchnął i przewrócił oczami.
-Idiota. –Mruknęła pod
nosem i odeszła w kierunku szafek.
-A, Leah. Dyrektorka
kazała mi ciebie zwołać do jej biura. -Powiedział i ruszyliśmy w kierunku
szafek.
-Po co? –Zapytałam
niechętnie. Jeśli znowu będzie kazała pilnować jakiś podrobionych i
niedorobionych Bad Boy’i w kozie po lekcjach, to ja się chyba rzucę z okna w
Sali plastycznej…
-Dokładnie to nie wiem,
ale coś tam gadała że to ważne. –Rzekł i wyciągnął z swojej szafki potrzebne
książki.
-Ehh… -Westchnęłam- No
dobra.. – wrzuciłam torbę do szafki, zamykając ją z
hukiem. Chwyciłam książkę od Historii pod pachę,
zamknęłam szafkę na kod i szybkim krokiem poszłam do Sali historycznej.
***
Lekcja minęła szybko.
Niezwykle szybko, przez co nie zrobiłam ostatniego zadania na sprawdzianie.
Jako pierwsza wyszłam z sali
i zbiegłam po schodach na dół.
Weszłam do pierwszych
drzwi, na których był wyryty napis „Gabinet Dyrektora”.
Pchnęłam drzwi i zamknęłam
je za sobą.
Wyprostowałam się, a Pani
Cowbell odwróciła się od okna w moją stronę.
-Witam, panno Priston.
–Uśmiechnęła się, ukazując rząd białych zębów.
-Dzień Dobry. –Podeszłam
bliżej biurka dyrektorki.
-A więc.. –Zaczęła temat.
– mam prośbę.
-Jaką? –Zapytałam i
uśmiechnęłam się sztucznie do kobiety.
-Otóż, dzisiaj.. –Zerknęła
na zegar, który był zawieszony nad ogromną półką z książkami. –Dokładnie za
trzydzieści minut, pojawią się tutaj nowi uczniowie. Których TY, oprowadzisz po
szkole. Jesteś zwolniona z reszty zajęć. –Powiedziała z prędkością światła.
-Oh. Dobrze. –Uśmiechnęłam
się, ponownie sztucznie. –Ilu będzie tych uczniów? -Zapytałam kierując się w
stronę drzwi.
-Zobaczysz. -Odparła i
powróciła do gapienia się w okno.
Wyszłam z gabinetu i
zatrzymałam się na chwilę.
Przecież nie spytałam
gdzie mam po nich iść! Mądrością chyba jednak nie świecę.
Ruszyłam w głąb szkoły, na
korytarz z szafkami. Do swojej szafki schowałam książkę i plecak.
***
Zdecydowałam że poczekam
na nich, na szkolnym dziedzińcu, który był zdobiony Czerwonymi różami. KTÓRYCH TAK BARDZO NIE LUBIŁAM.
Róże, jak dla mnie to
dosyć oklepany kwiat. Nie pojmuje dziewczyn które zachwycając się tym chwastem,
o zapachu cmentarzowych, sztucznych kwiatków.
Z myśli wyrwał mnie pisk
opon, trzech czarnych, sportowych samochodów.
Pojazdy zaparkowały w
cieniu, zaraz przy ogrodzeniu, które oddzielało teren szkoły od lasu.
Zerknęłam w tamta stronę i
zauważyłam, kilku chłopaków, ubranych całych na czarno z Ray ban’ami na nosach.
Zamknęli z hukiem drzwi od
samochodów i ruszyli w moim kierunku.
Przyglądałam im się z
wielkim zaciekawieniem, jednak na mojej twarzy nie było tego widać. Leah
Priston nie okazuje niczego na swojej bladej twarzy.
Zastanawiałam się, czy to
jest jakaś mafia czy też uczniowie. Po ich ubraniach, wybrałam raczej pierwszą opcję.
Chłopacy podeszli do mnie.
-Nowi uczniowie?
–Zapytałam krzyżując ręce pod biustem.
-Tak. –Odparł
kolorowo-włosy.
-Jestem Leah Priston,
przewodnicząca szkoły. Miło mi. –Uśmiechnęłam się sztucznie. Nie miałam
największej ochoty oprowadzać nowych po tak, za przeproszeniem, dupnej szkole.
-Oho. Widać że mamy
zajebistą przewodniczącą. –Odparł kręcony blondyn, który wskazał palcem na moją
koszulkę z logiem zespołu „Linkin Park”.
-Oho. Ładnie się wyrażasz
na terenie szkoły. Dzięki. –Parsknęłam śmiechem. Chociaż, czemu czepiam się
jego słownictwa? Sama nie lepiej kaleczę język.
Kolorowo-włosy zaśmiał się
cicho.
-Ruszcie swoje cztery
litery. Nie mam zamiaru spędzić całego dnia na oprowadzaniu was. –Odwróciłam
się na pięcie i skierowałam się wraz z nowymi do budynku.
-Jaka miła. –Szepnął
Loczek.
-Nie jestem głucha. – Znamy się niecałe dwie minuty a on już mnie
zaczyna denerwować.
Chłopak przestał się
odzywać. Pewnie nie miał ochoty na wymianę zdań ze mną, tak samo jak ja z nim.
Weszliśmy do Liceum przez szklane
drzwi.
-Jak widać, tutaj jest
korytarz z szafkami. Po odwiedzeniu szkoły, skierujcie się do sekretariatu po
plan zajęć i kody do szafek. –Przeszliśmy wzdłuż korytarza, który otaczał nas
szafkami.
Skręciliśmy w prawo.
-Tutaj macie klasy do
przedmiotów ścisłych. Na każdych z drzwi klas, są tabliczki z nazwami
przedmiotów jakie się tam odbywają. –Zawróciliśmy w przeciwną stronę, drugiego
korytarza który przecinał się z tym, którym teraz szliśmy.
-Tutaj zaś odbywają się
zajęcia pozalekcyjne, jak na przykład, Kółko matematyczne, kółko teatralne i
inne takie.
-Mają tutaj kółko
muzyczne? W ogóle macie tutaj jakiś zespół szkolny, czy coś w tym stylu?
–Zapytał limonkowo-włosy.
-Tak mają kółko muzyczne.
–Odparłam odwracając się w jego stronę. –A co do zespołu szkolnego, to jeśli
lubisz klasyczną muzykę, typu gra na pianinie i takie rzeczy, to tak, mamy
zespół.
-Jaka bieda. –Mruknął
loczek.
-Daj już spokój Loczku.
–Parsknęłam. –Szkoła planuje jutro przesłuchania na szkolny
zespół, więc jeśli ci coś nie pasuje, to pokaż jak grasz na swoim tamburynie.
–Odparłam zirytowana, na co reszta chłopaków zaśmiała się cicho.
-Gdybyś tylko wiedziała..
–Zaczął loczek.
-GDYBYM. Ale nie chcę
wiedzieć. –Przerwałam szybko i weszliśmy po schodach na górę.
Kiedy znaleźliśmy się na
pierwszym piętrze szkoły, zaczęliśmy chodzić wzdłuż korytarzu, który był bez
szafek, czy też plakatów.
-Tutaj jest Sala
teatralna. Wystawiamy tu sztuki i robimy koncert naszego szkolnego „bandu”.
–Wskazałam palcem na dwukomorowe drzwi.
Podeszłam do ostatnich
czterech par drzwi.
-Tu jest biblioteka.
–Wskazałam na pierwsze drzwi. –Tam jest Sala plastyczna i Sala do języków
obcych. Na samym końcu znajdziecie Salę historyczną. –Odparłam i weszliśmy na
kolejne pary schodów które prowadziły na drugie piętro szkoły.
Zatrzymaliśmy się na dużym
korytarzu z dwoma dużymi drzwiami i trzema małymi.
-Te małe drzwi prowadzą do
gabinetu dyrektorki. Drugie drzwi. –Wskazałam na szare drzwi z małymi szybkami.
–Prowadzą do stołówki, więc jeśli będziecie głodni to możecie sobie pobiegać na
samą górę szkoły. Wiecie, dbają o naszą kondycję. –Uśmiechnęłam się sztucznie.
-Aha…. Fajnie że. –Odezwał
się loczek.
Zignorowałam go i
postanowiłam dokończyć swoje zdanie.
-A te, o tam. –Ponownie
uniosłam palec, wskazując na dwie pary białych drzwi ze znakami „Dla panów” i
„Dla Pań”. –Jest kibel.
-Na zewnątrz macie osobny
budynek, którym jest boisko do koszykówki. Trybuny i szatnie z prysznicami.
–Posłałam im uśmiech. – To tyle. Jesteście wolni. Tylko nie zapomnijcie o planu
zajęć i kodu do szafki! – Odwróciłam się na pięcie i pomachałam im, po czym
zbiegłam po schodach.
Zadzwonił dzwonek,
oznaczający koniec drugiej lekcji. Uczniowie wylecieli z klasy niczym dzikie
zwierzęta z zoo.
Przypomniałam sobie, że
nie zapytałam ich jak się nazywają…
Ale kij z tym, mam
nadzieję że już się nie spotkamy…. Chociaż, czekaj….
Spotkamy się! Kurwa!
Kolejny minus przewodniczącej szkoły – Musisz zadawać się z osobami których nie
lubisz….. W pizdu z tym.